Ego i autentyczność

Gombrowicz, Wilde i Gide

Olaf Kühl

(wygłoszone 26 marca 2004 r. w UJ)

Max Frisch i Witold Gombrowicz samotni nad morzem. żywej duszy, tylko mewy latają[1].

O czym pisarze rozmyślają na takim bezludziu? Frisch duma o bezmyślnej codziennej pracy, o sensie życia, o Bogu. Gombrowicz natomiast - nic nie może myśleć, bo czuje się podglądany. Nawet wobec "nieobecności ludzkiej nad oceanem", "który jest już tylko dla siebie", nie jest w stanie znaleźć "w sobie właściwego uczucia", a to dlatego, że jest nieodwracalnie uwikłany w obecność, choć tylko wirtualną, ludzi: "Cóż z tego, że miasto bez ludzi? Nieobecność to nieprawdziwa, oni są we mnie i za mną, to ogon mój i pióropusz, a krzyk ich: bądź nadzwyczajny, bądź nowy, wymyśl, doznaj czegoś jeszcze nieznanego!"[2]

          U Gombrowicza obecność ludzi, społeczeństwo są wpisane w sposób myślenia, są zinternalizowane, uwewnętrznione. Nie Bóg na niego spogląda kiedy oddaje się chwilom samotności, tylko ludzie. Oczekiwania tych ludzie go paraliżują, uniemożliwiają mu autentyczność (tak przynajmniej twierdzi). Możliwe, że to też jest maską.

Mamy więc dwie osie: wertykalną – człowiek i Bóg albo inna transcendencja oraz horyzontalną - człowiek i inni ludzie.

 

André Gide gotów jest odrzucić to społeczeństwo, które Gombrowicza krępuje nawet na zupełnym odludziu, a gotów tak uczynić w imię prawdy, w imię autentyczności.

Gide’a z Gombrowiczem łączą skłonności erotyczne - to bardzo ważny fakt. Nie tylko dlatego, że – jak powiada Nietzsche - "stopień i rodzaj płciowości człowieka sięgają do najwyższych szczytów jego życia duchowego"[3], a także i przede wszystkim dlatego, że społeczne nieakceptowanie ich skłonności nastręcza obu pisarzom poważnych dylematów z własnym JA.

 

Nazwisko Gide'a przebłyskuje w pismach Gombrowicza raz tu, raz tam, ale Francuz nie staje się partnerem owych wielkich polemik, które autor toczy z innymi pisarzami (Proust, Sartre, Simone Weil, ...). Gide'a traktuje mniej więcej tak, jak przy pierwszym spotkaniu z nim, kiedy to Alejandro Russovich wręczył mu do czytania tom Dzienników. Gombrowicz – jak pamięta Russo - "w stosunku do Gide'a był sceptyczny, a nawet pogardliwy: »Ten tam Francuzik ze swoimi homoseksualnymi wybrykami...«"[4]. Ale lektura Gide'a zainspirowała Gombrowicza do pisania własnego Dziennika.

A że nie wypowiadane ustosunkowywanie się do Gide'a towarzyszyło Gombrowiczowi przez całe lata, o tym świadczy zapis w Dzienniku powstały pod koniec życia. "Uciekając przed jesienią", także przed jesienią własnego życia, Gombrowicz zajmuje w okolicach Cannes pokój, w którym przed laty mieszkał Gide. "Moja ścieżka" – pisze – "wstępuje na koniec na ślad ludzi, dobrze mi znanych od dawna, jak bym dosięgał ich fizycznie post mortem, i odzywa się we mnie głos: byłeś wygnany."[5].

 

Gide wybrał szczerość – rozwiązanie prostolinijne. Nie było to tyle świadomą decyzją, ile alecechą jego charakteru. Gide'a z natury swej nie było stać na żadne perwersje myślowe, na żadne dwuznaczności. Wnioskował, że skoro jego uczucia, pożądania są prawdziwe, autentyczne, a jednak potępiane przez społeczeństwo - to społeczeństwo musi być nieprawdziwe.

 

Gide boi się utraty swego JA, tj. kontroli nad wielością myśli, wrażeń, pasji. W liście do matki (2 lutego 1895 r.) wyjawia: "Jestem niezdolny do napisania choć jednego wiersza, jednego zdania, póki nie jestem w pełnym posiadaniu (tj. mam pełną wiedzę) samego siebie. Pragnąłbym bardzo posłusznie iść za (swoją) naturąowym nieświadomym, co istnieje w moim Ja i musi być prawdziwym"[6].

 

Gombrowicz jak diabeł święconej wody unika owej jednoznaczności i szczerości, która Gide'owi jest tak potrzebna do równowagi. śmieje się z czytelniczki, która mu zarzuca mistyfikacje: "Nigdy nie wiadomo, czy pan na serio, czy dla paradoksu, dla pucu!"

          "Ależ, dudku co ci z tego,  że będziesz wiedział, czy ja »szczerze«, czy »nieszczerze«?" odpowiada jej. "Co to ma do słuszności wypowiadanych przeze mnie myśli?"[7]

          Dla Gombrowicza jednoznaczność jest oznacza tyle co śmierć,równoznaczna ze śmiercią, wieloznaczność natomiast jest warunkiem pasji erotycznej, tak jakby ta wieloznaczność przeobraziła się ze środka ostrożności w niezbędne accessoire gier miłosnych. Kiedy bohater Przygód decyduje się na ślub (z kobietą zresztą, co dziś dla jasności już trzeba dodawać) i sprzeniewierza się swojej prawdziwej namiętności, sygnałem wyrzeczenia się dotychczasowych "zboczeń" jest właśnie jednoznaczność, która odbiera światu cały urok: "brzoza była brzozą, sosna – sosną, wierzba – wierzbą"  - i tyle.[8]

          Więc maska, z jej najbardziej dominantnymdominującym środkiem – wieloznacznością – na czele, nie służy Gombrowiczowi tylko do ukrywania prawdy. Maska stanowi warunek gry erotycznej, tak jak bicz dla masochisty, a nieokreśloność jest nie tylko cechą fizyczną owych młodych chłopców, którzy zatrzymali jeszcze niektóre cechy do-płciowe, ale jest także kluczem do filozofii niedojrzałości.

 

          Dla Gide'a (i Michel'a z Immoralisty) pożądanie jest odporne na potępienie i zakaz społeczny, jeśli tylko jest ono prawdziwe.A jeśli autentyczne pożądanie spotka się z zakazem, to wynika z tego dla Gidea,że społeczeństwo jest nieautentyczne. Decydująca dla Francuza jest naturalność, autentyczność swego odbiegającego od normy pożądania. Szuka usprawiedliwienia w przyrodzie, postanawia wydobyć spod strupa wiedzy i cywilizacji  "autentyczną istotę"[9]. Gide operuje więc kategoriami esencjonalnymi takimi jak przyroda, istota, normalność, zdrowie, głębia. Zmienia tylko ich treść, zmienia ich wartość.

Ważnymi czynnikami, skłaniającymi Gide’a do upierania się przy - wynika z tego toże – prawdzie, są wiara religijna i  moralność protestancka. Choć skłonny był w pewnym okresie życia nawrócić się na katolicyzm, został jednak protestantem. Podkreśla Gide:on: "Stosunek człowieka do Boga we wszystkich czasachmi się wydawał mi się bardziej znaczącym i ciekawym, niż stosunki ludzi między sobą."[10]

Wręcz przeciwnie Gombrowicz, którego najtrafniej określimy jako beznamiętnego ateistę:

"Rozstanie się z Bogiem - sprawa wielkiej wagi, bo otwierająca umysł na całość świata - odbyło się we mnie gładko i niepostrzeżenie, nie wiem, jakoś tak się stało, że w piętnastym, czy w czternastym roku życia przestałem się zajmować Bogiem. Ale chyba i przedtem nie zajmowałem się nim zanadto."[11]

 

Nawet kiedy jesteśmy sami potrzebujemy partnera dialogu, choćby partnera wirtualnego. A jeśli nie ma Boga, to muszą nim być ludzie. Gombrowicz zawsze czuje się podglądany, tylko nie przez ludzie. Być może właśnie nieobecność Boga, brak transcendencji zdaje Gombrowicza na łaskę międzyludzkiego, rzuca go w objęcia społeczeństwa, z którego sądów i oczekiwań nie jest w stanie się wyzwolić, nawet będąc sam na sam ze sobą. Nigdy nie dochodzi do siebie, bo nie zakłada nawet możliwości dojścia do takiego centrum, którym było by EGO, albo Ja.

Boga, ale przez ludzie.

 

A przyroda, którą Gide chciał w sobie odnaleźć? Znane są problemy, które Gombrowicz miał z naturą! W Pornografii wyzywa ją od "starej k..."[12]. Jean-Pierre Salgas trafnie zauważa, że nie ma mniej "rousseauistycznego" pisarza od Gombrowicza[13], że Gombrowicz nie żywi żadnych iluzji co do błogiego stanu naturalnego.

 

Ale czyż Gombrowicz nie jest właśnie znany jako propagator tego silnego JA, który Gide chce sobie wypracowywać? Czyż w programie ratowania literatury polskiej, "skapcaniałej, słabowitej i lękliwej", nie zaleca on:

"Oprzeć ją mocno na »ja«, uczynić z »ja« jej suwerenność i siłę, wprowadzić na koniec to »ja« w polszczyznę..."?[14]

          I w tym Gombrowicz jest zupełnie gide'owski.

          Ale jednocześnie – i to druga linia – dyskredytuje Gombrowicz to JA, i to już w powieści Ferdydurke:

          "zrozumie syn ziemi, że nie wyraża się w zgodzie ze swoją najgłębszą istotą, lecz tylko i zawsze w formie sztucznej i boleśnie z zewnątrz narzuconej (...) I zamiast ryczeć: »Ja w to wierzę - ja to czuję (...)« powiemy z pokorą:  »Mnie się w to wierzy - mnie się to czuje«”.[15]

 

O tym, że nigdy nie wolno mówić "ja", rozprawiał już inny człowiek, który André Gide'a zepsuł w roku 1895, i to zepsuł dosłownie i w sensie moralnym, tak jak puto Gonzalo chce zepsuć Ignacego w Trans-Atlantyku. Mowa o "poecie wczoraj fetowanym w salonach, oklaskiwanym we wszystkich teatrach Londynu, nazajutrz wypędzonym ze wszystkich oberży, nie mający gdzie głowy skłonić" - tak Oscara Wilde’a opisuje Marcel Proust[16]. To właśnie Oscar Wilde poznał Gide'a z młodym marokańskim chłopcem, z którym spędzi potem noc.

 

1 października 1927 r. Gide notuje w swym Dzienniku:

"Ja z kolei zawsze preferowałem szczerość. Ale Wilde zdecydował się z kłamstwa robić dzieło sztuki. (...) To dlatego on zwykł mówić: Nie mówcie nigdy JA.[17]"

 

WildeowieWildeowi udało się co prawdaudało się wyzwolić Gide'a z purytańskich skrupułów, z jego superego z matki rodem, obalić jego morale, uwieść go, zachęcić do zakazanej miłości. Ale nigdy mu sięnie udało mu się zachwiać jego wiary w autentyczność, skłonić go do własnej gry z wartościami, do tego ciągłego szyderstwa, do przewrotnego systemu myślenia, "zdecentrować" go.

Czym Argenta (Retiro) była dla Gombrowicza, tym Algeria dla Gide’a: egzotyczność, oddalenie od rodzimego środowiska, a przez to wyzwolenie...

 

Wyzwolenie seksualne wtrąca Gide'a w kryzys – w kryzys wywołany gwałtownym przypływem nowych przeżyć i uczuć, a odznaczający się właśnie poczuciem utraty centrum, poczuciem wewnętrznej próżni, utraty JA. Stabilizacja kosztuje Gide'a trochę wysiłku. Ale po pewnym czasie postanowi przyznać się publicznie do tej miłości (tzw. "pederastii", jak sam pisze, tj. miłości do młodych chłopców) i nawet ją określa jako zdrowszą od miłości heteroseksualnej (w Corydonie, 1924 r.).

 

"Ego (albo JA) sztuki Wilde’a ma zamaskowaną twarz", pisze Gide dalej w tym samym dniu (1w swym Dzienniku (też 1 października 1927 r.). "Ale nigdy nie powiedziałby: Bądźcie objektywni!obiektywni! On się zawsze tak aranżował, aby wtajemniczony czytelnik mógł podnieść maskę i krótko spojrzeć na prawdziwą twarz, kamuflować którądo kamuflowania której Wilde miał taktyle dobrych powodów."[18]

Tutaj podobieństwo pomiędzy Wildem a Gombrowiczem jest wręcz czasamizaskakujące. Arsenał środków maskowania Gombrowicza jest tak bogaty, że warto by napisać o tym całą retorykę.

Referując swoje rozmowy z Mastronardim o urokach młodości, Gombrowicz przyznaje: "...z mojej strony gra była bardziej zamaskowana, gdyż niedozwolona. Nie mogłem powiedzieć wszystkiego. Nie mogłem wyjawić tego miejsca we mnie, owianego nocą, które nazwałem »Retiro«. (...) Musiałem nadawać pozór rozumowania temu co w rzeczywistości było we mnie pasją i to prowadziło mnie w bezmiar konstrukcji myślowych, które naprawdę były mi obojętne..."[19]

Dużo tutaj z tego "zaufania do swej cielesności, chytrze drwiącego w swych instynktownych głębiach ze wszystkich porywów myśli, nieufnego względem nich, doszukujące się we wszystkim, co ma nazwę duszy, ideału, czegoś sztucznego, nieszczerego, zmyślonego przez to jedno, które zna naprawdę, ciało", które to zaufanie obserwuje Stanisław Brzozowski u Tołstoja[20].

 

Jakie z tego trójkąta wnioski?

 

Oscar Wilde z rozdarcia między prawdziwym uczuciem a społecznymi normami buduje nową estetykę: "Czym paradoks był dla mnie w sferze myślenia, tym zboczenie (perwersja) zostało dla mnie w sferze namiętności"[21]. Wilde dyskredytuje, jeżeli nie samo pojęcie autentyczności, to jej znaczenie dla literatury. Znany jest jego aforyzm: "Wszelka zła poezja wypływa z prawdziwych uczuć."[22]

André Gide nie rezygnuje ze swej wiary w naturę, w autentyczną istotę. Jeśli namiętność jego jest prawdziwa i naturalna, to musi być dobra, także w sensie moralnym. Gide sam powiedział, że "seksualna nonconformity jest pierwszym kluczem do moich dzieł" (list do Ramona Fernandez'a)[23].

 

          Gombrowicz tak samo jak Gide wierzy w autentyczną istotę człowieka, ale tematyzuje raczej rozdźwięk między tym co autentyczne, a tym co jesteśmy w stanie wyrażać: "Zrozumie syn ziemi, że nie wyraża się w zgodzie ze swoją najgłębszą istotą." Tak samo jak Gide, Gombrowicz atakuje conformity. Ale też tak samo jak Wilde ceni sobie styl jako maskę ochronną:

          "jak zawsze, gdy wzmagam w sobie szczerość, wzmaga się też ryzyko szarży, zgrywy, a wtedy stylizacja staje się nieunikniona"[24]. Zdaje się, że to samo ma na myśli Oscar Wilde, kiedy pisze:

          "W sprawach ogromnej wagi styl, a nie szczerość jest witalną rzeczą."[25]

 

Doświadczenie (można powiedzieć trauma) wynikające z tego, że najbardziej żywotna siła, jaką człowiek ma w sobie: pożądanie erotyczne, jest jednocześnie moralnie potępiona, wzgardzona przez własne społeczeństwo, tak że nie może być wypowiedziana bez ośmieszenia się, to doświadczenie raz na zawsze uwrażliwiło Gombrowicza na przepaść pomiędzy tym, co autentyczne, a tym co może znaleźć wyraz w formach oficjalnych. I cień tego podejrzenia nieautentyczności kładzie się odtąd na wszystkie uczucia zachwytu, miłości, wszystkie sądy człowieka, czy to w sali koncertowej, czy to w muzeach. Także jego krytyka polskiego nacjonalizmu albo patriotyzmu (naród jako kolektywne EGO), a tym bardziej totalitarnych ideologii, wychodzą z tej wyostrzonej wrażliwości za fałsz. Dlatego nawet mówiąc o muzyce, szyfrem mówi o swoim seksie:

"Skazani na zohydzanie sobie najszczerszych rozkoszy i na wymyślanie innych, odstręczających, które nas męczą, których nie wytrzymujemy - i, na dodatek, zmuszeni do zachwycania się nimi, jakby to była prawdziwa miłość nasza – sztuczni w owym samogwałcie, sztuczni i zatruci, z tą sztuką naszą dręczącą, obrzydliwą, wstrętną, której nie wolno wymiotować!"[26]

W ten sposób stało się możliwe, że Gombrowicz-nosiciel maski stał się jednocześnie "wielkim mistrzem od zrywania masek" (Artur Sandauer).

          Inaczej niż można było się spodziewać: nie Gide ze swoim otwartym przyznaniem się do pederastii, a Wilde i Gombrowicz ze swoją maskaradą okazują się po dziś dzień autorami wybuchowymi i kontrowersyjnymi. Co prawda kościół katolicki umieścił książki Gide'a na indeksie w roku 1952, ale pisarz 6 lat wcześniej (1946) dostał Nobla i dziś jest klasykiem nie wzbudzającym większych emocji. Gombrowicz natomiast nadal prowokuje spory. Nie nadaje się na wzór. świadczy o tym chociażby zeszłoroczna dyskusja w polskim Sejmie o Roku Gombrowiczowskim. "[Jest] zbyt wielu Polaków, którzy czekają na wskazanie [sic!]" -  powiedział poseł Stanisław Antoni Stryjewski z Ligi Polskich Rodzin w Sejmie dnia 25 lipca 2003r., "na których naród oczekuje, by stali się wzorami, aby marnować ten czas na wskazywanie młodemu pokoleniu osoby Witolda Gombrowicza jako mistrza." I drogę Gombrowicza określa pan poseł (Stryjewski) jako "drogę ucieczki od Polski i destrukcji tego co polskie".

 

Widocznie sama dewiacja seksualna bądź to pederastia czy inne jej formy, nie jest tak moralnie przewrotna, tak rozsadzająca jak podnoszenie do rangi nowego myślenia nieszczerości, fałszu, maski, niebinarnej logiki. Dlatego też próby zaanektowania przez gejów Gombrowicza jako stuprocentowego geja, tj. próby robienia z niego politycznie poprawnego homoseksualisty, jak to już próbował Pasolini, zubożają tego pisarza i ujednoznaczniają go czyli gwałcą pośmiertnie. Straight queerness, zatem "politycznie poprawny homoseksualizm" neutralizuje samego siebie, odbiera sobie duchową siłę kreatywną, siłę wybuchową.

 

"Wszystko bierze się z formy. Wierzycie w coś nie dlatego, że jest racjonalne, a dlatego, że jest ciągle powtarzane. Forma jest wszystkim. Chcecie miłości? Rozpocznijcie tylko tę miłosną litanię, a słowa same wytworzą wam pożądanie." Można by pomyśleć, iż autorem tych słów jest Gombrowicz. Ale to nie Gombrowicz, napisał je Oscar Wilde[27].

 

KONIEC



[1] U Gombrowicza: "...mewy stadami całymi, sterując pod wiatr, wytężone, ulegają nagłym wyrzutom na zawrotne wysokości i stamtąd, ukośną i piękną linią, będącą połączeniem bezwładu i lotu, staczają się nad powierzchnię wody. Patrzę godzinami ogłupiały i otumaniony." (Dziennik 1953-1956. Dzieła t. VII. Red. Jan Błoński. Kraków-Wrocław 1986, s. 270). Podobnymi słowy opisuje swoje mewy Max Frisch (Tagebuch 1946-1949, Frankfurt am Main 1958, s. 71-72).

 

[2] Dziennik 1953-1956, s. 188-189.

[3] Wg. niedokładniej parafrazy Thomasa Mann'a. Cyt. wg Joachim Köhler. Tajemnicy Zaratustry. Fryderyk Nietzsche i jego zaszyfrowane przesłanie. Biografia. Wrocław 1996, s. 5.

[4] Rita Gombrowicz, Gombrowicz w Argentynie. świadectwa i dokumenty 1939-1963. Wrocław-Warszawa-Kraków 1991, s. 116.

 

[5] Dziennik 1961-1966. Dzieła t. IX, Kraków-Wrocław 1986, s. 201. Wygnany skąd? Z Europy? Ze społeczeństwa kultury? Z kręgu tych ludzi, z którymi mógłby rozmawiać na swoim poziomie, bez maski?

 

[6]  Tł. O.K. Cyt. wg. Jonathan Dollimore. Sexual Dissidence. Augustine to Wilde, Freud to Foucault. Oxford 1991, s. 13.

 

[7] Dziennik 1957-1961. Dzieła t. VIII, Kraków-Wrocław 1986, s. 282.

 

[8] Przygody, w: Bakakaj. Dzieła t. I, Kraków 1986, s. 106.

[9] "Ce fut dčs lors celui que je préntedis découvrir: l'ętre authentique, le »vieil homme«, celui don’t ne voulait plus l'Evangile". André Gide. L'Immoraliste. Paris 1928, s. 83.

 

[10] "Les rapports de l'homme avec Dieu m'ont de tout temps paru beaucoup plus importants et intéressants que les rapports des hommes entre eux." André Gide. Ainsi soit-il, w: Journal 1939-1949. Souvenirs. Paris: Éditions Gallimard 1954, s. 1175. Tł. O.K.

 

[11] Dziennik 1967-1969. Dzieła t. X. Red. J. Błoński, Jerzy Jarzębski. Kraków 1992, s. 27. Bóg ocalał u Gombrowicza tylko w retoryce. "Bóg" i "boski" często występują w mowie pożądania, którąw której opisuje on parobków i młodych chłopców. "Bosy" rymuje ze słowem "boski" i często stosuje w podobnych hymnach: "Parobekbył w pokoju! (...) obsługiwał boso" (Ferdydurke. Dzieła t. II, Kraków-Wrocław 1986, s. 201). "Zaiste, boski parobek" (Ferdydurke, s. 206). "Dziki, drapieżny blondynek, bosy, ze wsi, ale dyszący pięknościami – pyszny brudny bożek" (Pornografia. Dzieła t. IV, Kraków-Wrocław 1986, s. 73)

[12] "Trzeba znać starą k... Wie pan o kim myślę ? Ona tj. Natura." (Pornografia, s. 105)

 

[13]  Witold Gombrowicz ou l'athéisme généralisé. Paris 2000, s. 12 et passim.

 

[14] Dziennik 1953-1956, s. 165.

 

[15]  Ferdydurke, s. 83.

[16] Marcel Proust. W poszukiwaniu straconego czasu. T. 4, Sodoma i Gomora. Przeł. Tadeusz żeleński, Warszawa 1992, s. 19.

 

[17] "Pour moi j'ai toujours préféré la franchise. Mais Wilde prit le parti de faire du mensonge une oeuvre d'art. […] C'est lá ce qui lui [Wilde] faisait dire: 'N'employez jamais je". André Gide, Journal 1889-1939, Paris: Éditions Gallimard 1951, s. 847. Tł. O.K.

[18] "Le je du visage męme de l'art de Wilde tenait du masque, tenait au masque. Mais jamais il n'a voulu dire par lŕ: soyez 'objectif'. Toujours il s'arrangeait de maničre que le lecteur averti pűt soulever le masque et entrevoir, sous le masque, le vrai visage (qui Wilde avait de si bonnes raisons de cacher)". Gide, op.cit., s. 847-848.

 

[19] Dziennik 1953-1959, s. 210-211.

 

[20]  Stanisław Brozowski, Współczesna powieść polska, w:  Eseje i studia o literaturze t. 1, Wrocław 1990, s. 385.

 

[21] "What the paradox was to me in the sphere of thought, perversity became to me in the sphere of passion" – Oscar Wilde, De profundis, w: The Works of Oscar Wilde. Leicester 1990, s. 857.

 

[22] "All bad poetry springs from genuine feeling",  The Critic as Artist, w: The Works of Oscar Wilde, s. 991.

 

[23] "the experience of his own deviant desire leads him first to attack sexual conformity [in Corydon, 1924; If it Die, O.K.] and then 'all other sphinxes of conformity', suspecting them to be 'the brothers and cousins of the first'", Dollimore 1991, s. 12.

 

[24]  Dziennik 1961-1966, s. 101.

 

[25]  "In matters of grave importance, style, not sincerity is the vital thing", The Importance of Being Earnest, w: The Works of Oscar Wilde, s. 359.

[26] Dziennik 1957-1961, s. 235

[27] "In every sphere of life Form is the beginning of things. (…) The Creeds are believed, not because they are rational, but because they are repeated. Yes; Form is everything. (…) Do you wish to love? Use love's Litany, and the words will create the yearning". The Critic as Artist, w: The Works of Oscar Wilde, s. 991. Tł. O.K.